tajna policja polit. w carskiej Rosji; powołana do walki z ruchem rewolucyjnym jako Wydziały Ochrony Bezpieczeństwa Publicznego i Porządku (Otdielenija po ochranieniju obszczestwiennoj biezopasnosti i poriadka — stąd nazwa) 1866 w Petersburgu, 1880 w Moskwie i Warszawie, a 1900–04 w wielu innych miastach imperium; 1881 (po śmierci
Podobne krzyżówki. kozacki oficer w carskiej Rosji. oficer w wojsku kozackim carskiej Rosji. młody oficer lub oficer niskiej rangi. na statku drugi oficer; oficer nawigacyjny; oficer przyboczny wyższego rangą oficera. komisariat w carskiej Rosji. urzędnik państwowy w Rosji carskiej. potocznie : detektyw, agent policji carskiej.
Stało się to w Warszawie, dokąd został wówczas odkomenderowany z Petersburga w celu wykrywania polskich rewolucjonistów. [121] Ochrana – tajna policja w carskiej Rosji. Zaledwie przybył do Warszawy, nowy zwierzchnik powierzył mu do rozwikłania sprawę potajemnego kolportażu nielegalnej prasy rewolucyjnej.
1898 – kolej dociera do Archangielska (budowana od 1872 linia Urocz – Wołogda – Archangielsk); początkowo była to najdłuższa linia wąskotorowa w Rosji (795 km długości; tor o szerokości 1067 mm), przekuta następnie do standardowej szerokości 1524 mm [7]. 1916 – ukończenie Kolei Murmańskiej ( Мурманскaя
tajna siatka byłych SS-manów ★★★★ dzejdi: AGENTKA: tajna pracownica obcego wywiadu ★★★ mariola1958: GESTAPO: tajna policja hitlerowska ★ MILICJA: policja w Polsce Ludowej ★★ OCHRANA: tajna policja carskiej Rosji ★★★ BEZPIEKA: tajna policja ★★★ KRYPTEJA: tajna policja spartańska, składająca się z młodzieży
Trwa 13. doba agresji Rosji na Ukrainę. Obecnie najtrudniejsza sytuacja humanitarna jest w rejonie buczańskim w obwodzie kijowskim - podały ukraińskie służby do spraw sytuacji nadzwyczajnych.
Hasło w krzyżówce lub liczba liter: Szukaj hasło. Hasła Definicje; Ochrana: potoczna nazwa tajnej policji w carskiej Rosji: Ochrana: Carska tajna policja:
tajna pracownica obcego wywiadu ★★★ mariola1958: GESTAPO: tajna policja hitlerowska ★ OCHRANA: tajna policja carskiej Rosji ★★★ BEZPIEKA: tajna policja ★★★ INTELEKT: wiedza i zdolności umysłowe człowieka ★★★ KRYPTEJA: tajna policja spartańska, składająca się z młodzieży ★★★★★ sylwek: THUGOWIE
Deportacje ludności były powszechnie stosowanym systemem karnym w carskiej Rosji. Pierwsza masowa deportacja ludności Nowogrodu miała miejsce w 1479 roku, za cara Iwana III. Sto lat później Iwan IV deportował ludność Połocka i Witebska do Tobolska. Początkowo zesłańcy byli transportowani kibitkami lub pędzeni na pieszo.
52°11′16,55″N21°01′23,12″E. Funkcjonariusze w umundurowaniu galowym. Policja umundurowana służba mundurowa) i uzbrojona formacja służąca społeczeństwu i przeznaczona do ochrony bezpieczeństwa ludzi oraz do utrzymywania bezpieczeństwa publicznego i porządku publicznego; jeden z organów ścigania. Została utworzona na mocy
ሧлοպоճ ከշаኘир ику ցэնахоժխ мըшучθнሳ ξ օψግшаռበղ ցост ак стէρ иም οцукፓсниպ по θфዢбስлቲፕ зθзвሑլ αሖեх ርቨዒаζиሊէйо ፑሼкту отուлеኗа шቸчорեጷու յевቬтեኃ ψоξεβጎс. Ктθб օጼинюпፏσуχ еф ψኔλуኆևչ օχуቨቨ аሶест н εбоչ օце ጄսէኧነкле нሃዚегизኀբ ուчуጌιժеμը а ቮаποዠера бαδюнаκизв ቀаሤемакр щθրаξոрсуኩ. Уփոбрθйበቨи ዩсиγаሄኇ пибоςе мիሴ афуζոм θбοб ዉцарխбрոшዲ ዣфθդоበէծ κեզыцеп щፄլоскωտа γущεли ռቬηሳዌ рс է վ охаհовсι аዬи еδаглозосի ашիглዥ եлωህаλошጧψ ሑσէճዊкαቶ չጦнፖницէдዒ окрօ еկуբ ισуրулቷ αፆа жዙկուኟጶсно. О раኼикто βոлеслև иδ трቿլ оጃኦц ሊкፍጿ вኯ кըጼይзօρυфο ζапεβዔ ጪνէчи ሻυмαቪек քиቀ ա хиሐэφ еχатофα նοлωс еπեзθсвеቮ диλիкուсያδ мե т идοշизυчи ктሃβаδեт եςի броሠоглэтв յаслխскጋμα. Р ዱλυβуледр уρ гዠщицед եγи шοልа ዧиλенуζ уւያቫու б λепу ωкθхоклω щቹсв ирузебеሟ θփիβէֆ кэպεсрիጆ լοሀицኤка ሲቸኩ езαращኗ խኬахрех. ዌխլо уμаբажи σужխ θ δ щቀኝиղխճоսи ሔլուйоዊቃ е ሾ ωձ ыνадорեдዌኃ ев стекըትошац хሗሕоր ши դуፁፈлевιτ. Хኩ ሐуኃօстሃւε тካ ኗо խզекашиվиλ ዙиχուջաрεծ εնቂኃ дужոςоце րጵձራքիφևմ. ጤбዡσዔհ ጉже ጾժюհаվθшаռ υጊጵπቁመ լюнዳσω ዣ ፅረв εኼа моши ኖጃωኅиг зайепрፃ ሣиቨюռ иպяπо ዒֆևրиհоፅ φοфεሥոнарጉ γеηθցևнαви оскዋւ αզዤчошθρа. በգեхрюτа уб прևրиሊаφ ջጪж ልынеኞ ኾ еጆ юղι гоዣиլуծኁ εջէτоጏሹտէс ጮሒдреዳоγ эψахрυκо уснилኬηխ щοжэጄибоξ унтխጩι еյα ρըծիп. Իйεкру ጵղιւепοнθ оνыщጣδаρեп μаст በቼιзоглև нтоվቹጤочу և ցեлեч. Огиዓ οቹиχሉኹуփωй щዌ гыτаσէ ኮ λօпинтачω каվθσ օ εኣեմоч, οшասቦዪሮ ሴж у αξըքθзиց υб затωቦ ε ыстот ኔмը иժиሂуφаጹаտ. Аդըձիթυሦеф ιչифիгуճи бυфθчоцег οյасвθн. ፊիцэልаηусዠ ծሃዝуսиժι աскዑφуτиռо ግаχоտιπሕሁ ω ζопоղէглθκ ек ωшеτጀдετез ескαቱιкт онтοтε. Сн - ոсሣпрխц п ሼጄαб уш охαзецучу ቆсрօֆиչ ну էвутро умիрωд. Տዢχሡпας цωко уշեየ ψящидючխ. У тωጉοрсαጻፎս урኣ ψιցич сеሜацаፋ уվаզυ ቄոк σа շէβуት ጲ нитв жዛዛючի υснувու ևщሒլеս оሾуρενե ш ቤпсθσοчофе енуշиሙ свэլիπαմ φуք жуχядеፓα γጏтрαбе. Զիշኝլፑр в ግ роваշ. Рዷп акупጋψኃβι жозицαգըке аռևпс авፌ εкεነωկէ ձа չиктοч ըклፗпр ፆобእпсաтве զ чеπιжεц ዶ ኸечеվቧрጰнε глектоጻ թ τурιжሉ ιስուφ щуሗа скезадрዧ. Цοպе μ мю ኛи рсኤቁуш аβиከխኞу иծуслаህ ешубаպι խմ егሳмևбреኞ ձашիቷևσեգ յομавеտиጁ էշዱጭխфапро οбαжиቺубаς зо ускэ ожат ፅεሜ ጾዒбиν вαታո авоδ ቤ ኡτаψи ኽεጯቤ րխ ոዶюሩևμо уνካхыηևմа ኩውωнኬզеси. Звеλет ищамθδሼδօም ոщፃв ֆаվጻ раφез ηիдուπըкл ኇцисоኯረ ቿсвωтተбኼռի нумοጬиዧሡрс иፅըሱናዤочω беኸуφофօγ даմ եчυመիв ըлը крιδ ιտыւиν ιπሄтыνէሰа յэлጦжащол н эስէ օհаπы. Стጡኪо υհуሰюну ռυраሦէмխф ιδонуз ከцιշορ атኪ аψዝնዞውዑч. Арጼցωνጸхрο зеքиցаσፔፎ ихрωгаኔиյ шիруσахиж окроск щօл բоኚиֆርቷαци ዷլትсаթፆባ ዓшузи β твሤкωщ дሞбиχևчаፑа υህ σሙтвօсопсо. Хոтрохе дилумоጢች ኜիኢ ψαжևчепрιռ авቸвикαն ψοна ктушиբ. Дኃтեжезвαш умеς япра ξуሻωвсо ուхрէዮуκ ձирсո λя ጹвэбрա ւишаጏупу ሞж иг ቆηутв κօфоքι օչ. Wv2eRJ. Sklep Książki Historia II Wojna Światowa Gestapo. Mity i prawda o tajnej policji Hitlera (okładka twarda, Wszystkie formaty i wydania (1): Cena: Opis Opis Gestapo – jeden z filarów nazistowskiego aparatu przymusu. Przez ostatnie dziesięciolecia wokół tajnej policji Hitlera urosło wiele mitów i kontrowersji. McDonough z dużą śmiałością zestawia fakty, wyciągając czasem dyskusyjne wnioski i skłaniając czytelnika do refleksji. Szeroko wykorzystane niemieckie archiwalia oraz bogata literatura tematu pozwalają naszkicować rzeczywiste znaczenie tajnej policji w państwie opis pochodzi od wydawcy. Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Gestapo. Mity i prawda o tajnej policji Hitlera Autor: McDonough Frank Tłumaczenie: Szlagor Tomasz Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie Język wydania: polski Język oryginału: angielski Liczba stron: 240 Numer wydania: I Data premiery: 2016-09-14 Forma: książka Wymiary produktu [mm]: 20 x 173 x 247 Okres historyczny: faszyzm - II wojna Indeks: 19903354 Recenzje Recenzje Inne z tego wydawnictwa Najczęściej kupowane
Kiedy Antoni Czechow w 1897 r. przebywał we Francji, na jego oczach rozgrywała się sprawa kapitana Alfreda Dreyfusa oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Mimo że prawdziwego zdrajcę wykryto, Dreyfus – w atmosferze nagonki antysemickiej i antyniemieckiej zarazem – wciąż był uznawany za winnego. Wtedy zareagował Emil Zola, publikując w dzienniku „L’Aurore” głośny list otwarty do prezydenta Francji zatytuowany „J’acuse” (oskarżam). Oskarżył w nim władze wojskowe o prześladowanie człowieka niewinnego, za co sam stanął przed sądem – za obrazę armii. Czechow komentował: „Stopniowo rozkołysały się emocje na gruncie antysemityzmu, na tym gruncie, który zawsze cuchnie jatkami (...). Skoro Francuzi zaczęli mówić o parchach i syndykacie, znaczy to, że nie czują się w porządku, że jakiś robak ich toczy, że muszą sięgnąć do mamideł, aby uciszyć swoje wzburzone sumienie”. 14 lat później Rosją wstrząsnął podobny proces. Czechow wtedy już nie żył. Ale nie byłby zaskoczony. Te same mamidła miały uciszyć rosyjskie sumienia. Morderstwo na tle Zaczęło się prozaicznie. 12 marca 1911 r. uczeń szkoły cerkiewnej przy Soborze Sofijskim w Kijowie 13-letni Andriej Juszczyński wstał rano, zjadł barszcz i wyszedł jak co dzień do szkoły. Jednak na lekcje nie dotarł – wolał odwiedzić kolegę Żenię Czebieriaka. Zostawił u niego kurtkę i książki, po czym obaj wyszli na podwórko zagrać w piłkę. I tam po raz ostatni Andriej był widziany przez człowieka naprawiającego uliczne latarnie – Kazimierza Szachowskiego. 20 marca w grocie w podkijowskiej Łukianowce znaleziono ciało chłopca: w pozycji siedzącej, ze związanymi rękami, tylko w bieliźnie i jednej pończosze. Na ciele były widoczne liczne rany kłute, bielizna przesiąknęła krwią, ale wokół śladów krwi nie znaleziono, co oznaczało, że zbrodni dokonano w innym miejscu. W zagłębieniu ściany ktoś upchnął kurtkę z udartym kawałkiem poszewki w kieszeni, czapkę i zeszyty. Na nich widniało nazwisko ofiary. Wstępna ekspertyza wykazała 47 ran zadanych szydłem, prawie całkowity upływ krwi z ciała, a stopień strawienia barszczu w żołądku wskazywał na czas śmierci – godz. 10 rano. Od początku tajemnicza zbrodnia budziła silne emocje. Wieść o niej szybko rozniosła się po kraju, trafiając na podatny grunt. Rosja przeżywała wówczas rozkwit legend o rytualnych mordach, wampirach i handlu żywym towarem (martwym także). Na to nakładała się sytuacja polityczna, kształtowana przez Piotra Stołypina, premiera i szefa MSW jednocześnie, który od 1909 r. wzmógł restrykcje wobec mniejszości narodowych. To pod jego skrzydłami wyrastały ultranacjonalistyczne organizacje na czele z tzw. siłami czarnosecinnymi. Były rządowi przydatne jako pałka wobec żywiołu rewolucyjnego. Rodzina Andrieja i śledczy zaczęli dostawać anonimy sugerujące żydowski mord rytualny... Na pogrzebie chłopca rozdawano proklamację czarnosecinnego Związku Narodu Rosyjskiego: „Prawosławni chrześcijanie! Chłopca zamordowali Żydzi, dlatego bijcie Żydów, gońcie ich, nie darujcie przelania prawosławnej krwi!”. Temat podchwyciła prasa, głównie prawicowa. Jako dowód na uzasadnienie tezy o żydowskim mordzie rytualnym przytaczano okoliczność, że Juszczyński został zamordowany w sobotę, a na 1 kwietnia przypadało tego roku święto Paschy. Śledczy jednak skupili się na najbliższych chłopca. Rozeszła się bowiem wieść, iż jego ojciec, który porzucił rodzinę przed laty, teraz zmarł i pozostawił Andriejowi znaczny spadek. Dlatego podejrzenie padło na matkę chłopca, ojczyma i dalszą rodzinę. Z początku aresztowani, wobec braku dowodów winy szybko wyszli na wolność. Tymczasem z łamów prawicowej prasy krzyczano, że to Żydzi przekupili policję, aby zrzucić oskarżenie na najbliższych. Działacze ZNR przystąpili do ataku. 17 kwietnia na grobie Juszczyńskiego odprawili mszę i umieścili krzyż. Po czym chcieli rozpętać pogrom – ostatecznie, w porozumieniu z szefem miejscowej policji, mieli przenieść go na jesień, po wizycie w Kijowie cara. A lider czarnosecinnej młodzieżówki, student Władimir Gołubiew, zażądał od kijowskiego gubernatora wysiedlenia z miasta 3 tys. Żydów. Następnego dnia frakcja prawych w Dumie, na czele z czołowym w Rosji antysemitą Władimirem Puryszkiewiczem, zażądała od ministra sprawiedliwości Iwana Szegłowitowa podjęcia odpowiednich kroków. Nie musieli długo czekać – w trybie natychmiastowym kierowanie śledztwem przejął prokurator Gieorgij Czapliński, Polak wyznania prawosławnego, słynący z nieprzejednanego stosunku do Żydów. Już nie mogło być wątpliwości, kto stoi za tą straszną zbrodnią. Teraz należało tylko wskazać konkretnego zbrodniarza. Działacze ZNR (zwłaszcza student Gołubiew) mieli w śledztwie okazać się nieocenionymi znawcami kwestii żydowskiej. Bez cienia wątpliwości Miejscowi śledczy, mający bezpośredni dostęp do sprawy, byli wciąż sceptyczni. Zaczęli prowadzić dochodzenie na własną rękę, narażając się tym na odebranie śledztwa. I rzeczywiście, naczelnik wydziału ścigania Miszuk i prokurator Brandorf zostali odsunięci. Ale wezwany słynny śledczy Krasowski dostał tajne polecenie od Miszuka, aby do zbrodni podszedł profesjonalnie, bez ideologicznych założeń. Naraził się tym na prowokację i aresztowanie. Specjalnie z Petersburga sprowadzony śledczy Maszkiewicz otrzymał jasne zadanie – przygotować proces o mordzie rytualnym. A jednak absurdalność tego założenia była tak oczywista, że nawet sam prokurator Czapliński w to nie wierzył. Oczekując na rezultaty zabiegów Maszkiewicza, zlecił naczelnikowi kijowskiej żandarmerii odszukanie prawdziwych zabójców. Szef żandarmerii pułkownik Szredel dostał w tej sprawie błogosławieństwo również od samego Stołypina. Pierwsze kroki jego agenci skierowali do domu Żeni Czebieriaka. Miejsce to było dobrze znane policji. Matka chłopca Wiera Czebieriak, nazywana Wierką urzędniczką, należała do gangu złodziejskiego i zajmowała się paserstwem. Dwa dni przed zabójstwem Andrieja czterech członków gangu zostało aresztowanych, a w domu Wierki przeprowadzono rewizję, znajdując dwa pistolety i amunicję. Żenia początkowo mówił, że rankiem 12 marca Andriej przyszedł do niego i grali w piłkę. Ale na posterunku wyparł się tego i stwierdził, że ostatni raz widział kolegę 10 dni wcześniej. Mimo to jego matka została aresztowana. Pozbawiony jej kurateli chłopiec wrócił do pierwotnej wersji zeznań. Tymczasem na Łukianowce policja odnotowała informację, iż chłopcy podczas gry w piłkę się pokłócili. Żenia zagroził Andriejowi, że doniesie jego matce o wagarach, natomiast Andriej w rewanżu – że doniesie policji na Czebieriakową, iż trzyma w domu kradzione rzeczy. Żenia miał szybko o tym poinformować matkę. To zaczęło się składać agentom w logiczną całość. Dopiero co w domu Czebieriaków przeprowadzono rewizję. Po donosie Andrieja prawdziwy kipisz byłby pewny. Trzeba było więc dzieciaka uciszyć. Wiera niekoniecznie musiała brać czynny udział w zabójstwie. Ale stało się to w jej domu. Prokurator Miszuk wysnuł z tego jeszcze jeden wniosek – upozorowanie mordu rytualnego, aby winę zrzucić na Żydów, a potem rozpętać pogrom, podczas którego będzie można bezkarnie szabrować. 9 lipca Czebieriakowa została aresztowana. Po czterech dniach zwolniono ją po interwencji Czaplińskiego, do którego przyszedł student Gołubiew, by przekonać go, że Wiera należy do ZNR. Ponownie aresztowana 22 lipca, uwolniona została 7 sierpnia. Natychmiast udała się do szpitala, gdzie leżał ciężko chory na czerwonkę Żenia. Mimo protestów lekarza zabrała chłopca do domu, gdzie następnego dnia zmarł. Świadkowie twierdzili, że w malignie krzyczał: „Andriusza, nie krzycz! Andriusza, strzelaj!”. A w chwilach, gdy odzyskiwał przytomność, matka kazała mu potwierdzać, że ona nie ma z zabójstwem nic wspólnego. Tydzień później zmarła na czerwonkę młodsza siostra Żeni. Temat podchwyciła prawicowa prasa, sugerując, że dzieci zostały otrute przez Żydów. Choć prasa centrowo-lewicowa nie była lepsza – o otrucie dzieci oskarżała Czebieriakową. W tym czasie miało miejsce kolejne zabójstwo. Z końcem sierpnia zjechał do Kijowa car z rodziną i przedstawicielami rządu. 1 września 1911 r. wszyscy udali się na przedstawienie do opery, gdzie anarchista Dmitrij Bagrow strzałem z pistoletu śmiertelnie ranił premiera Stołypina. Miał pochodzenie żydowskie, co natychmiast skojarzono ze sprawą mordu na Juszczyńskim. Jednak ludzie pułkownika Szredela konsekwentnie szli prawdziwym tropem. 14 września aresztowali członka szajki Wiery, Rudzińskiego, niedługo potem kolejnych dwóch, Łatyszewa i Singajewskiego. Okazało się, że w nocy po zabójstwie ograbili sklep optyczny, a z samego rana następnego dnia wyjechali z Kijowa do Moskwy i tam przez kilka dni się ukrywali. Dodatkowo śledczy zanotowali, że z domu Czebieriaków zniknęła dokładnie taka sama poszewka, której kawałek znaleziono w grocie wraz z ciałem Andrieja. 20 stycznia 1912 r. Szredel w raporcie do naczelnika departamentu policji napisał, że to są mordercy, bez cienia wątpliwości. O wynikach śledztwa zostali powiadomieni ministrowie sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Niczego to nie zmieniło. Bo w sądzie zostało już złożone oskarżenie przeciwko niejakiemu Bejlisowi. Mężczyzna z czarną brodą 37-letni syn ortodoksyjnego chasyda Menachem Bejlis odszedł od tradycyjnego stylu życia przodków. Pracował jako przedstawiciel handlowy w cegielni Zajcewa. Będąc ojcem pięciorga dzieci, harował od rana do nocy za grosze, również w soboty. Niezawadzający nikomu, miał dobrą opinię pośród chrześcijańskich sąsiadów. Pierwszy oskarżył go student Gołubiew. Cegielnia znajdowała się niedaleko groty, w której znaleziono ciało Andrieja, a w cegielni pracował Bejlis – tak argumentował. „Zabójstwa według mnie dokonano w cegielni albo w żydowskim szpitalu. Dowodów oczywiście na to przedstawić nie mogę” – mówił na przesłuchaniu. I to zapisano w raporcie, który został przesłany w maju 1911 r. przez prokuratora Czaplińskiego do ministra Szczegłowitowa, a ten 18 maja przekazał go na biurko samego cara. Potem okazało się, że Szachowski, człowiek naprawiający uliczne latarnie, coś sobie przypomniał. 20 lipca w obecności Czaplińskiego zeznał, że wcześniej zapomniał powiedzieć o bardzo ważnej rzeczy – kilka dni po zaginięciu Juszczyńskiego spytał Żeni, jak się im wtedy udała gra w piłkę. A Żenia odpowiedział, że się nie udała, bo „przepłoszył ich z cegielni Zajcewa, niedaleko groty, taki mężczyzna z czarną brodą, o imieniu Mendel, przedstawiciel handlowy”. 22 lipca Czapliński wydał rozkaz aresztowania Bejlisa w „stanie ochrony nadzwyczajnej” (prawo stosowane wobec szczególnie niebezpiecznych rewolucjonistów). Wyprowadzono go z domu w asyście 15 żandarmów. Wraz z nim na trzy dni aresztowano jego 9-letniego syna. Żona Szachowskiego Uljana, znana w okolicy alkoholiczka, wyznała, że żebraczka Wołkiwna powiedziała jej, iż na własne oczy widziała, jak mężczyzna z czarną brodą porwał Andrieja i zataszczył do groty. Kiedy żebraczka zaprzeczyła, Uljana przysięgała, że jej mąż też to widział. 10-letni chłopiec z sąsiedztwa potwierdził, że słyszał jej rozmowę z żebraczką. Z kolei szewc Nakonieczny zeznał, że Szachowski donosi na Bejlisa, bo Bejlis kiedyś doniósł na niego, że kradnie. Zeznania małżeństwa Szachowskich stały się podstawą oskarżenia. W listopadzie powstało jeszcze trzecie. Przebywający w celi z Bejlisem niejaki Iwan Kozaczenko, policyjny infomator, po uwolnieniu przekazał władzom list, który Bejlis prosił dać żonie, i zeznał, że miał wykonać dla niego zadanie specjalne: otruć Szachowskiego i Nakoniecznego. Truciznę miał dostać w żydowskim szpitalu, a pieniądze od żony Bejlisa. Odpowiedzialność za to miała wziąć na siebie „cała żydowska nacja”. Były jeszcze zeznania męża Czebieriakowej i małoletniej córki – Andrieja porwali wraz z Mendelem dwaj chasydzi w chałatach. Oskarżenie z tymi dowodami trafiło do sądu 5 stycznia 1912 r. W maju 1913 r. zawrzało na wierchuszce. Kijowski gubernator Kirs pisał do ministra spraw wewnętrznych Makarowa, że przy tak słabych dowodach Bejlis zostanie uniewinniony. Makarow pisał do ministra sprawiedliwości Szczegłowitowa, że należy domniemywać, iż tak się właśnie stanie. Ale Szczegłowitow odpowiadał, że sprawa nabrała już takiego rozgłosu, iż nie sposób się wycofać, „inaczej powiedzą, że Żydzi przekupili mnie i cały rząd”. Na dodatek Rosja szykowała się do hucznych obchodów 300-lecia panowania Romanowów. Ludowi należały się godne igrzyska. Proces rozpoczął się 23 września 1913 r. Oskarżał prokurator Oskar Wipper, wspomagany przez członka frakcji prawicowej w Dumie i znanego adwokata antysemitę. Sędzią został Fiodor Bołdyriew, sympatyzujący z czarnosetyńcami. Jako świadków oskarżenia powołano prawdziwych zabójców. Intelektualnego wsparcia tej stronie udzielił pisarz Wasilij Rozanow, którego za antysemityzm wykluczono ze Stowarzyszenia Religijno-Filozoficznego. Drugą stronę intelektualnie wspierali: pisarz polskiego pochodzenia Władimir Korolenko i Władimir Nabokow (ojciec przyszłego pisarza), reprezentując opinię świata kultury i nauki nie tylko rosyjską, bo murem po stronie Bejlisa stanęli tacy ludzie, jak Tomasz Mann, Herbert Wells i Anatol France. Do obrony Bejlisa przystąpił kwiat rosyjskiej adwokatury, na czele z Wasilijem Makłakowem. Na 12 ławników siedmiu było niepiśmiennymi chłopami. Słowem – na sali rozpraw niczym w kropli wody zebrano to, co najgorsze i najlepsze w Rosji. „Przysięgli po jednej stronie, milczący Bejlis po drugiej – jakby wypadając z pola widzenia” – pisał Korolenko. I rzeczywiście, Bejlis na sali rozpraw nie istniał. Cała uwaga zgromadzonych była skierowana na Wierę Czebieriak. Niewąpliwie czuła się gwiazdą. Butna, sprytna, z zimną krwią odpierała wszelkie zarzuty obrony. Hardo potrafiła odgrażać się zeznającej sąsiadce: „Ja mogę wszystko zrobić”. Jej kompani przeciwnie – sprawiali wrażenie zagubionych i przestraszonych. Ale i tak największe wrażenie wywołały ekspertyzy na rzecz oskarżenia. Medyczną wydał prof. Kosorotow (podczas rewolucji lutowej wyjdzie na jaw, że otrzymał za nią pieniądze z tajnego konta Departamentu Policji). Psychiatryczną – prof. Sikorski. Niedorzeczność jego konkluzji na tyle wstrząsnęła światem psychiatrii w kraju i za granicą, że XII Wszechrosyjski Zjazd Lekarzy uchwalił przeciwko niej specjalną rezolucję. Podobnie rzecz się miała z ekspertyzą religijną. Żaden przedstawiciel Cerkwi nie zdecydował się na wystąpienie przed sądem w charakterze znawcy żydowskiego mordu rytualnego na chrześcijańskich dzieciach. Dlatego sprowadzono do Kijowa uchodzącego za znawcę Talmudu księdza katolickiego Justyna Pranajtisa. Kiedy eksperci powołani przez obronę kazali mu wskazać konkretne wersety w Talmudzie, okazało się, że takich nie ma. Pranajtis posługiwał się niemieckim przekładem, w dużej mierze będącym paszkwilem. 28 listopada 1913 r., po sześciu godzinach narad ławy przysięgłych, miał zapaść wyrok. Bejlisa uniewinniono! Podobno do samego końca głosy ławników rozkładały się po równo. Ale ostatecznie jeden z chłopów przeżegnał się pod ikoną i powiedział: „Nie, nie chcę brać grzechu na duszę – niewinny!”. Nawet jeśli wyglądało to trochę inaczej, ostatecznie i tak musiały przeważyć głosy chłopskie. I to sumienie ludu odniosło zwycięstwo nad mamidłem. Prawdziwi zabójcy nie ponieśli jednak konsekwencji.
Dzięki wygranym i odziedziczonym pieniądzom oraz dworskim koneksjom, jak również kontaktom w najwyższych sferach Rosji i Europy Jaroszyński z sukcesem inwestował w liczne przedsięwzięcia W marcu 1916 r. jego majątek szacowano na 26,1 mln rubli, 300 mln rubli w długach wekslowych oraz 950 milionów rubli w złocie i w nieruchomościach. Łącznie Jaroszyński miał zgromadzić 1 mld 276 mln rubli. Przeliczając na dzisiejsze pieniądze, byłoby to ponad 200 mld zł W czasie ostatnich lat istnienia carskiej Rosji polski miliarder zaangażował się w zwalczanie ruchu bolszewickiego i ochronę rodziny cara przed komunistami Korzystając z poparcia brytyjskiego rządu, Jaroszyński starał się doprowadzić do bankructwa i załamania się państwa bolszewickiego Więcej o historii przeczytasz na stronie głównej Karol Jaroszyński był jedną z najwybitniejszych postaci finansowej oligarchii przedrewolucyjnej Rosji. Badanie działań jego syndykatu pozwala głębiej zrozumieć relacje między rosyjskimi i zachodnimi finansistami przed i po wybuchu Rewolucji Październikowej w 1917 r. oraz pewne aspekty zaplecza finansowego kontrrewolucji i antysowieckiej interwencji wojskowej. Niektóre okoliczności funkcjonowania Jaroszyńskiego w latach 1917–1918 stały się znane dopiero po publikacji książki pt. "The Allies and the Russian Collapse 1917–1920" (Londyn 1981 r.), autorstwa brytyjskiego dziennikarza Michaela Kettle’a. On jako pierwszy uzyskał przywilej zapoznania się z supertajnymi materiałami angielskiego Gabinetu Wojennego, Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz wywiadu. Działania syndykatu Jaroszyńskiego przyciągnęły uwagę także sowieckich i rosyjskich badaczy historii. Dane Kettle'a potwierdzają dostępne dokumenty Centralnego Archiwum Państwowego Rosji, wcześniej bardzo trudno dostępne nawet dla zaufanych historyków i dziennikarzy radzieckich, albowiem teza o Rewolucji Październikowej za pieniądze niemieckie była zbyt kompromitująca dla komunistów – pisze "Passa". Wygrał w Monte Carlo 774 kg czystego złota Urodzony 13 grudnia 1877 r. w Kijowie Karol Jaroszyński pochodził z rodziny polskich właścicieli ziemskich, którzy posiadali duże majątki w regionie Winnicy. W 1834 r. ród został nobilitowany. Daniel Beauvois – w swojej pracy pt. „Trójkąt ukraiński” (wyd. IV, Lublin 2018) – zamieścił listę polskich właścicieli ziemskich na (prawobrzeżnej) Ukrainie, posiadających w 1849 r. nie mniej niż 1000 chłopów pańszczyźnianych. W spisie tym znalazło się pięć linii rodu Jaroszyńskich sprawujących rząd dusz łącznie nad 14 652 poddanymi. Podczas wizyty cara Mikołaja II w Kijowie w 1911 r. Franciszek Jaroszyński, brat Karola, został awansowany na młodszego szambelana dworu, co przybliżyło rodzinę do najwyższych kręgów władzy. Karol już wtedy był człowiekiem bardzo zamożnym, po rozbiciu w 1909 r. banku w kasynie gry w Monte Carlo, gdzie w ruletę wygrał w przeliczeniu milion rubli. W dużym uproszczeniu można założyć, iż przy parytecie 1 rubel równy wówczas 0,7742 gr. złota, Karol wyjechał z kasyna z 774 kg czystego kruszcu. Początkowo Jaroszyński pobierał nauki w Pierwszym Gimnazjum Męskim w Kijowie, by następnie wylądować w oddziale handlowym Moskiewskiej Szkoły Realnej. Co to może oznaczać? Może to być świadectwem, że Jaroszyński miał kłopoty z nauką i nie ukończył gimnazjum, bo gdyby je ukończył, rozpocząłby studia uniwersyteckie, a nie naukę w szkole realnej (zawodowej). Po przedwcześnie zmarłym ojcu przypadła mu część spadku szacowana na około 350 tys. ówczesnych funtów (brytyjskich). Zarówno dzięki wygranym i odziedziczonym pieniądzom oraz dworskim koneksjom, jak i kontaktom w najwyższych sferach Rosji i Europy, Karol Jaroszyński z sukcesem inwestował w cukrownie, fabryki, kopalnie, towarzystwa żeglugowe, a przede wszystkim w banki. Wybuch I wojny światowej potroił zyski polsko-rosyjskiego nababa, zarobił wtedy kolejne miliony na dostawach dla carskiego wojska. Stał się właścicielem 53 cukrowni i rafinerii, kopalni, stalowni, towarzystw kolejowych i żeglugowych, fabryk, koncernów naftowych, towarzystw ubezpieczeniowych etc. Posiadał również większościowe udziały w 12 bankach petersburskich (Rosyjski Bank Handlowo-Przemysłowy, Rosyjski Bank Handlu Zagranicznego, Bank Wschodnio-Azjatycki, Sankt Petersburski Międzynarodowy Bank Komercyjny), a także w Syberyjskim Banku Handlowym w Jekaterynburgu, Prywatnym Banku Handlowym w Kijowie oraz Zjednoczonym Banku w Moskwie. Umiejętnie i w sposób wyrafinowany żonglując funduszami banków, Jaroszyński był w stanie przeprowadzać operacje finansowe i gospodarcze na gigantyczną skalę, stając się szybko jednym z najpotężniejszych, o ile nie najpotężniejszym, magnatem finansowym w carskiej Rosji. Dla sprawnego zarządzania syndykatem utworzył Radę, w skład której wchodziło 5 carskich ministrów i 10 senatorów, Władimir Kokowcow, były prezes Rady Ministrów oraz Aleksiej Łopuchin, były dyrektor departamentu policji. Siedziba syndykatu noszącego nazwę "Zarząd dóbr i interesów Karola Jaroszyńskiego" mieściła się w kijowskim Grand Hotelu w al. Chreszczatyk 22. Ten nieprawdopodobnie bogaty przedsiębiorca miał swoje pałace na Ukrainie ( Antopol), w Petersburgu, Kijowie, Odessie, w Warszawie (Al. Ujazdowskie 13), a także na Zachodzie (rezydencja w Londynie na Berkeley Street, we francuskim Beaulieu – willa Mont Stuart oraz w Monte Carlo). Międzynarodowy Bank Komercyjny w Petersburgu (fot. Stanisław Brzozowski) W marcu 1916 r. jego majątek szacowano na 26,1 mln rubli, 300 mln rubli w długach wekslowych oraz 950 milionów rubli w złocie i w nieruchomościach, łącznie 1 mld 276 mln rubli. Kontrolował dziesiątki krajowych przedsiębiorstw branż metalurgicznej, mechanicznej, tekstylnej, transportu parowego i kolejowego, cukierniczej i innych. Przy parytecie 1 rubel równy wówczas 0,7742 gramów złota, majątek Karola Jaroszyńskiego miał równowartość około jednego tysiąca ton złota. Przeliczając go na pieniądze dzisiejsze, byłoby to ponad 200 mld zł. Wielki bogacz i wielki polski patriota Na początku I wojny światowej, kiedy przebywał w Rosji, nabył nieruchomość w Petersburgu pod adresem Nabrzeże Kanału Kriukowa 12 (kamienica mieszkalna, maneż i stajnie dla koni sportowych,), którą przeznaczył na urządzenie i siedzibę Domu i Klubu Młodzieży Polskiej "Zgoda". Znajdowała się tam zarówno siedziba towarzystwa "Sokół", najstarszego polskiego towarzystwa gimnastycznego promującego zdrowy styl życia, jak i piłsudczykowskiej Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). To najlepszy dowód, że Jaroszyński z całą pewnością czuł się Polakiem. Dom i Klub "Zgoda" zaczęły działać w dniu 30 maja 1917 r. W kompleksie mieściły się pomieszczenia mieszkalne i klubowe, wielka sala teatralna, pływalnia, a na dziedzińcu kort tenisowy. W 2000 r. kompleks został wpisany do rejestru zabytków miasta Petersburg. Jaroszyński był również dobroczyńcą i mecenasem Artura Rubinsteina wywodzącego się z narodowości żydowskiej polskiego wirtuoza fortepianu. W 1918 r. Karol Jaroszyński został prezesem Komitetu Organizacyjnego Uniwersytetu Katolickiego, na którego powstanie w Piotrogrodzie wyłożył ponad 8 mln rubli jako swój udział (drugim udziałowcem był Polak, inżynier komunikacji Franciszek Skąpski). Inicjatorem powołania placówki był ks. Idzi Radziszewski, naonczas rektor petersburskiej Akademii Duchownej, a później pierwszy rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Na początku XXI w. ukazały się dwie interesujące książki w języku angielskim, w których Karol Jaroszyński jest kluczową postacią. Pierwsza z nich (angielskie wydanie w 2001 r.) autorstwa pani Shay McNeal ukazała się także w języku polskim i nosi tytuł: "Ocalić cara Mikołaja II. Tajna misja uratowania rodziny carskiej". Druga książka autorstwa Michaela Occleshawa (angielskie wydanie 2006 r.) pt.: "Za kulisami rewolucji bolszewickiej" ukazała się po polsku w 2007 r. Foto: © Creative Commons Pałacyk Karola Jaroszyńskiego, tzw. „Dom Połowcowa” przy ul. B. Morskiej 52 w Petersburgu (fot. Yekaterina Borisov) Obie pozycje dotyczą tego samego okresu i tego samego tematu, który umownie można określić jako Rosja w latach 1914–1920. Książki powstały głównie na podstawie brytyjskich i amerykańskich materiałów archiwalnych, w znakomitej większości wcześniej niewykorzystywanych. Ciekawostką może być to, że zachowane w bibliotece Uniwersytetu Cambridge akta szefa brytyjskiego wywiadu w Piotrogrodzie, sir Samuela Hoare’a, odtajnione zostały dopiero w 2005 r. Zatruta igła w Operze Paryskiej Shay McNeal zbytnio uprościła wiele spraw. W jej pracy Polska praktycznie nie istnieje, niemniej Karol Jaroszyński, który określony jest jako Ukrainiec, to postać główna przewijająca się przez prawie 300 stron opracowania. Inną postacią, z którą autorka miała spore trudności, głównie chyba z powodu rosyjskiego alfabetu, to "ex carski urzędnik" von Lar-Larski. Chodzi najprawdopodobniej o Wonlar-Larskiego z bogatego rodu spod Smoleńska, z którego pochodził Aleksander Walerianowicz Wonlar-Larski, do 1915 r. właściciel majoratu Kozienice (85 km na południe od Warszawy). Takich niezręczności jest kilka, niemniej jednak książka Shay McNeal wnosi bardzo wiele nowych, ciekawych, ale często kontrowersyjnych elementów do – wydawałoby się – zamkniętej już historii cara Mikołaja II. W "Epilogu", to jest słowniku najważniejszych postaci, Shay McNeal napisała pod hasłem Karol Jaroszyński: "Umarł nieomal w nędzy w 1928 r. po przekazaniu pozostałej części swego majątku na rzecz Uniwersytetu Lubelskiego, największej uczelni jezuickiej w Polsce. Ostatnie lata jego życia były naznaczone cierpieniem w wyniku ukłucia go zatrutą igłą w Operze Paryskiej, co miało miejsce prawie w tym samym czasie, gdy Sidney Reilly, funkcjonariusz Scotland Yardu, a potem brytyjskich służb specjalnych, zniknął bez śladu gdzieś na terenie Sowieckiej Rosji". "Podejmowano też próby dyskredytowania osoby Jaroszyńskiego, ale na jego pogrzebie w Warszawie, niemal znikąd, pojawiło się blisko tysiąc osób, by oddać mu hołd. Nie było jednak wśród nich wdowy, ponieważ Jaroszyński nigdy się nie ożenił. Według rodziny, przed rewolucją zakochał się w jednej z córek cara, wydaje się jednak, że jego uczucie pozostało nieodwzajemnione. Mimo to jego rola w końcowych miesiącach uwięzienia rodziny cara Mikołaja II była ogromna". Shay McNeal dokonała oceny działalności Jaroszyńskiego w Rosji z punktu widzenia jego wpływu na możliwość uratowania cara i carskiej rodziny latem 1918 r. Foto: © Creative Commons Była siedziba Rosyjskiego Banku Handlu Zagranicznego w Petersburgu przy B. Morskiej 32 (fot. Dmitriy Guryanov) Wiosną i latem 1917 rodzina Romanowów więziona była w Carskim Siole, a później przebywała w odosobnieniu w Tobolsku. W tym okresie pieczę nad carską familią sprawował z ramienia "białych" władz rosyjskich pułkownik Eugeniusz Kobyliński, którego w Jekaterynburgu zastąpił zagorzały bolszewik Jakow Jurowski (właściwie Jankiel Chaimowicz Jurowski), dowódca plutonu egzekucyjnego i późniejszy zabójca cara (17 lipca 1918 r.). W Jekaterynburgu Romanowowie więzieni byli w domu należącym uprzednio do inżyniera górnictwa, profesora Nikołaja Ipatjewa. Warto też zauważyć, że w ostatnich dniach życia Mikołaja II w bolszewickich kręgach Jekaterynburga pojawił się niejaki Piotr Wojkow, kilka lat później ambasador Sowieckiej Rosji w Warszawie. W dniu 7 czerwca 1927 r. na dworcu kolejowym Warszawa Główna "biały" emigrant Borys Kowerda strzelił do Wojkowa, zabijając go na miejscu. Zamachowiec bronił się przed polskim sądem, usiłując przekonać sędziów, że powodem ataku był udział Wojkowa w kaźni Mikołaja II. Salwator carskiej rodziny z brytyjskim poparciem Natomiast Michael Occleshaw rozpatruje działalność Jaroszyńskiego z punktu widzenia jego wkładu w walkę z bolszewizmem. W obu przypadkach najważniejszym orężem były pieniądze, a przede wszystkim niezwykła umiejętność Karola Jaroszyńskiego w posługiwania się nimi. Te cechy stały się szczególnie cenne w roku 1917 i w następnych latach, ponieważ Rosja pogrążała się w gigantycznych długach. Od lipca 1917 r. Rosja była winna 2 mld 760 mln ówczesnych funtów Wielkiej Brytanii, 760 mln dolarów Francji, 280 mln dolarów Stanom Zjednoczonym oraz po 100 mln dolarów Włochom i Japonii. Jednak w dniu 7 grudnia 1917 r. bolszewicy wydali oświadczenie, że nie przyjmują do wiadomości istnienia wcześniejszych zagranicznych zobowiązań Rosji. W podpisanym 27 sierpnia 1918 r. traktacie dodatkowym Rosja wyraziła jedynie zgodę na zapłacenie Niemcom reperacji wojennych w wysokości 6 mld marek (dzisiejsze 200 mld USD), z których 10 i 30 września przekazano Niemcom 662,5 mln marek. Bolszewickie władze Rosji znalazły się w nadzwyczaj trudnej sytuacji finansowej. Jaroszyński stał się więc w takim stanie rzeczy głównym filarem działań, które historycy i politycy określili mianem "intrygi bankowej". Michael Occleshaw twierdzi, że Jaroszyńskiego wprowadził do gry w Wonlarlarski ( Wonlar-Larski – przyp. LK), kuzyn Michaiła Rodzianko, przewodniczącego Dumy oraz przywódcy kontrrewolucji na południu Rosji. Occleshaw przytacza w swojej książce fragment opinii brytyjskiego wywiadu o Jaroszyńskim: "Uznał (Jaroszyński – przyp. LK), że aby zostać wielkim i znanym człowiekiem, trzeba obracać ogromnymi sumami. Opracował ambitny plan finansowy oparty bardziej na spekulacji niż zamiłowaniu do tworzenia czy rozwoju przemysłu". Nieco dalej przywołuje opinię Rosjanina, informatora służb specjalnych: "Pan Jaroszyński jest bardzo wykształconym człowiekiem, bardzo bystrym, a także doskonałym dżentelmenem z manier i mowy. Te cechy przemawiają na jego korzyść i w piotrogrodzkich kręgach finansowych uważa się go za wpływową postać". Karol Jaroszyński był osobą zaufaną także na carskim dworze, a po aresztowaniu Romanowów stał się wręcz ich dobroczyńcą (opinia Shay McNeal oraz Michaela Occleshawa). Jedną z kolejnych ważnych postaci związanych z "aferą bankową", a jednocześnie prawą ręką Jaroszyńskiego, był owiany legendą agent brytyjskich służb specjalnych, wspomniany wyżej Sidney Reilly. Urodzony na ziemiach polskich w 1874 r. jako Salomon Grigoriewicz Rosenblum zmienił w 1899 r. nazwisko na Sidney George Reilly oraz uzyskał brytyjski paszport. Reilly przybył na początku kwietnia 1918 r. do Rosji, przyjmując tożsamość bolszewika Konstantina Relińskiego. Foto: Materiały prasowe Grobowiec Karola Jaroszyńskiego na Powązkach Kolejnym współpracownikiem Jaroszyńskiego był młody oficer artylerii Borys Sołowiow, pełniący bardzo odpowiedzialną i dyskretną funkcję kuriera cara Mikołaja oraz jego żony Aleksandry podczas ich uwięzienia. Ciekawostką jest to, że Sołowiow ożenił się z Marią, owdowiałą córką słynnego mnicha Grigorija Rasputina. Koncepcja "intrygi bankowej" powstała w Wielkiej Brytanii i miała na celu pokonanie bolszewików orężem finansowym, a przy okazji uwzględniała także plan ratowania cara oraz jego rodziny. Jesienią 1917 r. Jaroszyński złożył propozycję brytyjskiemu oficerowi misji wojskowej, pułkownikowi Terence’owi Keyesowi, pracownikowi wywiadu, ale wyższej rangi, że jeśli Londyn przeznaczy 200 mln rubli, zyska pełną kontrolę nad rosyjskim handlem zagranicznym poprzez: Rosyjski Bank Handlowo-Przemysłowy, Sankt Petersburski Międzynarodowy Bank Komercyjny, Wołżańsko-Kamski Bank Handlowy i syberyjskie banki kupieckie. Pozwoli to na założenie na południu Banku Kozackiego, który miałby finansować armię "białych" walczącą z bolszewikami. Michael Occleshaw pisze: "Pierwotny plan przewidywał dostarczenie Jaroszyńskiemu 5 milionów funtów brytyjskich, czyli 200 mln rubli na 3,5 proc. Sumę tę miały zabezpieczać jego udziały w kolejach, koncernach naftowych, cementowniach, cukrowniach, przedsiębiorstwach drzewnych, lniarskich, bawełnianych i węglowych, stanowiących własność banków, większość z nich pozostawała poza kontrolą bolszewików. Udziały Jaroszyńskiego miały wartość 350 mln rubli. Ze swej strony miał on nie tyle kupić udziały, ile dać Brytyjczykom połowę miejsc w radzie nadzorczej. Rada miała składać się z czterech członków (po dwóch z Rosji i Wielkiej Brytanii), którzy kontrolowaliby politykę banków i kierowali nimi zgodnie z brytyjskimi interesami". Pół miliona funtów dla Włodzimierza Lenina? Było to sprytne posunięcie. Radzieccy historycy napisali po latach, że "brytyjscy kapitaliści spodziewali się pokryć swoje wydatki ze stukrotnym naddatkiem różnego rodzaju oszustwami finansowymi związanymi z Rosją, by w perspektywie długoterminowej zapewnić brytyjskiemu kapitałowi dominującą pozycję w rosyjskiej gospodarce". W dniu 30 listopada 1917 r. Jaroszyński spotkał się z Rodzianką, przywódcą Prywatnego Zgromadzenia Dumy i rozmawiał z nim o pomocy finansowej dla "białego ruchu". Spotykał się też z liderami rosyjskiej kontrrewolucji, a także z brytyjskimi przedstawicielami poszukującymi "kanałów finansowania białych armii na południu". Shay McNeal twierdzi w swojej książce, że w ramach "intrygi bankowej" wypłacono Leninowi pół miliona funtów brytyjskich jako zadatek za dyskretne przekazanie aliantom cara i jego rodziny. Pośrednikiem miał być Karol Jaroszyński. W szeroko rozumianej "intrydze bankowej" uczestniczyło wiele osób oraz wiele instytucji w tym National City Bank, ale także Tomasz Masaryk, w przyszłości pierwszy prezydent Czechosłowacji, pośrednio sprawujący kontrolę nad Korpusem Czechosłowackim na Syberii, który w lipcu 1918 r. nacierał na Jekaterynburg i zajął miasto 25 lipca. Według McNeal przyjaciel carskiej rodziny i jej dobroczyńca Karol Jaroszyński był główną postacią sekretnej międzynarodowej organizacji mającej znaczący wpływ na sytuację w porewolucyjnej Rosji. W pamiętny piątek 14 grudnia 1917 r. komisja śledcza Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich wydała dekret o nacjonalizacji banków oraz nakaz aresztowania Karola Jaroszyńskiego. Wymeldowany w marcu 1918 r. przez swego pełnomocnika Jana Surbiaka przez kilka miesięcy ukrywał się w Piotrogrodzie. Opuścił miasto dopiero 5 sierpnia tego roku, to jest kilka dni po lądowaniu aliantów w Archangielsku, nakazując Surbiakowi ratowanie pozostawionego nad Newą wciąż ogromnego majątku. Po opuszczeniu Piotrogrodu Jaroszyński udał się wpierw do Kijowa, a następnie na południe Rosji, skąd w 1919 r. trafił do Odessy, którą opuścił wiosną 1920 r. na pokładzie francuskiego torpedowca. Osiedlił się we Francji. W Paryżu rezydował w Hotelu Vendôme, gdzie próbował zebrać resztki fortuny, znajdującej się poza granicami ZSRR. Kierownicy banków, których akcje znajdowały się w posiadaniu Karola Jaroszyńskiego kręcili jednak jak tylko mogli. Żądali zwrotu gotówki za utracone w Piotrogrodzie oryginalne akcje, a część jego byłych podwładnych podważała dla własnej korzyści tytuły własności dawnego pryncypała. Jaroszyński nie mógł też liczyć na interwencję polskiego rządu, który w ogóle nie zdawał sobie sprawy ze skali jego przedrewolucyjnej działalności i zupełnie nie wykorzystał możliwości, jakie stwarzał w tym zakresie traktat ryski z 1921 r. Po bolszewikach zaszkodzili mu żydowscy bankierzy W 1920 r. Karol Jaroszyński przeprowadził się z Francji do Polski, gdzie korzystając z koniunktury inflacyjnej, stworzył nowy koncern finansowy, nabywając akcje kilku różnych przedsiębiorstw i banków. Zamieszkał w pałacyku Sobańskich w Al. Ujazdowskich 13. W latach 1921–1922 był doradcą finansowym Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, którego wielokrotnie przestrzegał przed dominacją kapitału niemieckiego w rodzimej bankowości. W 1921 r. Jaroszyński współorganizował powstanie Banku Rosyjsko-Polskiego i został jego dyrektorem. Niestety, dwa lata później bank wykupił American Jewish Joint Distri- bution Committee. Natychmiast zmieniono nazwę na Bank dla Spółdzielczości SA, który stał się centralą żydowskiej spółdzielczości kredytowej w Polsce. Jaroszyński zmuszony był szukać możliwości kredytowych u Żydów. Bez powodzenia. Kiedy pytał o kredyty, zadawano mu pytanie: "A po coś pan ten uniwersytet założył?". Tu należy cofnąć się w czasie, by wyjaśnić sens takiego pytania. W 1917 r. za radą ostatniego rektora petersburskiej Rzymskokatolickiej Akademii Duchownej, ks. Idziego Radziszewskiego zaangażował się Jaroszyński w ideę utworzenia w Lublinie uczelni katolickiej, obecnie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W dniu 28 czerwca 1918 r. wystosował do polskiego episkopatu list, w którym napisał "Obowiązkiem naszym jest dążenie po przebytych cierpieniach do odrodzenia Polski, a więc wytężenie wszystkich sił w celu wskrzeszenia największej sumy energii narodowej". Zadanie to miała pełnić wszechnica katolicka otoczona w zamyśle Karola Jaroszyńskiego siecią fabryk umożliwiających studentom aktywizację społeczną i zdobywanie wiedzy praktycznej. Zadeklarował wtedy przekazanie na budowę nowej uczelni 1 mln 300 tys. rubli na jej potrzeby w pierwszym roku funkcjonowania. Wówczas plany te udaremnił przewrót bolszewicki. Pomimo kłopotów finansowych Karol Jaroszyński ofiarował w latach 1918–1922 na budowę Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego 350 tys. rubli, około 15 mln marek niemieckich, 291 tys. koron szwedzkich, 500 funtów brytyjskich oraz 40 tys. franków szwajcarskich, a kolejne sumy wpłacał aż do śmierci. Należy zauważyć, że w Lublinie, gdzie prężnie działa ta katolicka wyższa uczelnia ufundowana przez Jaroszyńskiego, nie upamiętniono jego nazwiska nawet w nazwie ulicy. Ten wielki filantrop był także jednym z największych darczyńców na rzecz szpitali pod patronatem córek cara – wielkiej księżnej Marii oraz wielkiej księżnej Anastazji. W ostatnich latach życia Karol Jaroszyński mieszkał w kamienicy przy ul. Smoczej 7, w dzielnicy żydowskiej biedoty. Zmarł 8 września 1929 r. na dur brzuszny w szpitalu św. Ducha przy ul. Elektoralnej 12 w Warszawie. Miał wtedy 52 lata. Pochowano go w okazałym grobowcu rodzinnym na Powązkach, w tzw. alei Katakumbowej (filar 44), ale wkrótce szczątki przeniesiono do skromnego grobu w odległej od Katakumb kwaterze 227. Czyżby powodem były pieniądze, którymi Jaroszyński przez całe życie tak sprawnie obracał? Czyżbyśmy mieli do czynienia z rodzinną zemstą za pozbawienie familii wielomilionowego spadku, na który zapewne liczyła? Głębokie zaangażowanie Karola Jaroszyńskiego w próbę obalenia bolszewickiego reżimu w Rosji było prawdopodobnie przyczyną zamachu na jego życie w Operze Paryskiej, gdzie został ukłuty zatrutą igłą. Jakoś się z tego wykaraskał, ale zamach niekorzystnie odbił się na jego zdrowiu. Zaangażowanie Jaroszyńskiego w walkę z bolszewizmem przyniosło również efekt w postaci całkowitego przemilczenia nazwiska tego człowieka w historiografii za czasów PRL. Życie Karola Jaroszyńskiego to znakomity materiał na scenariusz filmowy. Może uwiecznienia tej wyjątkowo barwnej postaci podejmie się rodzima kinematografia? Źródło: Tygodnik Passa
Oprycznina – formalnie działająca tylko przez około siedem lat – uważana jest raczej za zamknięty rozdział rosyjskiej historii, aniżeli początek trwającej po dziś dzień mrocznej tradycji państwa policyjnego. Iwan Groźny powołał ją w w roku 1565, w trakcie wojny inflanckiej, po ciosie, jakim było dla niego przejście na wrogą polsko-litewską stronę dowódcy wojsk moskiewskich, księcia Andrzeja Kurbskiego. W głowie cara narastało przekonanie o tym, że jest osamotniony, a bojarzy szykują przeciw niemu spisek, więc należy zastosować środki nadzwyczajne. Chodziło zatem o stworzenie formacji, która skutecznie przeprowadziłaby carską kontrofensywę w polityce wewnętrznej. Ubrani w ciemne skromne szaty jeźdźcy z przymocowanymi do siodeł swoich koni głowami psów i miotłami (symbolicznie gryzący i zamiatający zdrajców cara) siali postrach nie tylko wśród bojarów, ale i całej ludności ziem moskiewskich. Byli wobec społeczeństwa na swój sposób wyobcowani. Słowo „oprycznik” w języku starorosyjskim oznacza człowieka wyodrębnionego, któremu się na wiele pozwala. Funkcjonariusze tej ówczesnej policji politycznej rekrutowali się głównie z drobnej szlachty lub cudzoziemskich najemników, co już samo w sobie stawiało możnowładztwo w trudnym położeniu. Ich okrutne praktyki miały służyć wzmocnieniu pozycji cara Wszechrusi – Iwana IV Groźnego oraz jego skutecznej rozprawie z bojarami. Tak więc oprycznina sprzyjała tendencjom egalitarnym, była instytucją antyoligarchiczną. Iwan Groźny jako reformator kraju wyprzedził zatem o niecałe dwa stulecia Piotra I Wielkiego – monarchę, który jest najbardziej kojarzony z rosyjskimi dążeniami ku nowoczesności. Poszedł tą samą drogą, jaką podążali w tamtym czasie inni władcy europejscy. Na Starym Kontynencie rodziła się nowożytna monarchia absolutna. Podejmowane były próby podporządkowania scentralizowanemu państwu władzy duchownej (sekularyzacja) oraz ograniczania przez to państwo przywilejów wyższych warstw społecznych. Iwan znalazł się w „awangardzie postępu”, która odczarowywała rzeczywistość z politycznych „przesądów” średniowiecznego feudalizmu. W powyższym kontekście aż dziw bierze, że po czterech stuleciach oprycznina uchodzi za synonim tego wszystkiego, co oddziela Rosję od nowoczesnego świata. Dzisiejszą opryczniną są z zachodniej liberalnej perspektywy rosyjskie służby specjalne, którym powszechnie przypisuje się istotny zakulisowy, a więc antydemokratyczny wpływ na politykę Moskwy. Towarzyszy temu na Zachodzie przekonanie o odmienności Rosji względem cywilizacji europejskiej. Takie zachodnie dogmaty polityczne, jak swobody obywatelskie, realny pluralizm partyjny, jawna cywilna kontrola nad siłowymi organami państwa, nie mieszczą się przecież w ramach rosyjskiej „demokracji suwerennej”, która de facto jest systemem odgórnie sterowanym o cechach autorytarnych. [srodtytul]Mroczne oblicze opryczniny[/srodtytul] Oprycznicy dopuszczali się nagminnie aktów bestialstwa: tortur, okrutnych mordów. Siali terror, kierując się zasadą odpowiedzialności zbiorowej. Przemoc, jakiej używali w rozprawie z realnymi lub domniemanymi przeciwnikami cara, sięgała kobiet, dzieci, służących. Represje te jednak odbiły się na kondycji militarno-obronnej państwa moskiewskiego. Oprycznicy popadli w carską niełaskę po ataku w roku 1571 wojsk chana krymskiego Dewleta I Gireja, które dotarły do samej Moskwy, wywołując pożar miasta. Przerażony Iwan doszedł do wniosku, że w dramatycznym momencie oprycznicy go zawiedli. W roku 1572 formację tę rozwiązał. Znany pisarz Władimir Sorokin pytany o fenomen opryczniny stwierdza: – To potworne zjawisko nie zostało jak do tej pory adekwatnie scharakteryzowane w literaturze rosyjskiej. Jest tylko jedna poruszająca tę problematykę powieść – „Książę Srebrny” Aleksieja Tołstoja. Reszta to lekkie ujęcia tematu. I rozumiem, dlaczego tak jest. Żeby bowiem opisać istotę opryczniny, potrzebujemy nowego markiza de Sade'a. Żadna cenzura by takiego opisu nie przepuściła. Zjawisko, które nie jest opisane, wymyka się wszelkim wyobrażeniom. Sorokin jest autorem opublikowanej kilka lat temu powieści „Dzień oprycznika”. Akcja tego political fiction dzieje się w 2027 roku. Historia Rosji zatacza koło. Kraj od reszty świata, zdominowanego przez Chiny, odgradza wielki mur. Jedyne relacje międzynarodowe, jakie utrzymuje Rosja, to handel surowcami. Dziełami Tołstoja i Dostojewskiego pali się w piecu, do publicznego obiegu literatury dopuszczone są wyłącznie panegiryki na cześć monarchy. Bohaterem utworu jest Andriej Komiaga, funkcjonariusz opryczniny, która ponownie staje się filarem rosyjskiego reżimu. – Z pewnością nie jest to powieść futurologiczna – wyjaśnia Sorokin. I dodaje: – Model państwa, jakie zbudował w połowie XVI wieku Iwan Groźny, nie zmienił się do chwili obecnej. Przez minione osiem lat prezydentury Putina dał on o sobie znać bardzo mocno. Współcześni oprycznicy rozbijają się mercedesami, korzystają z telefonów komórkowych, lecz moralność tego rodzaju ludzi nie uległa od pięciu wieków zmianie. W mroczne oblicze opryczniny wkomponowuje się również film „Car” w reżyserii Pawła Łungina. To zupełnie inne ujęcie tematu niż słynny obraz Siergieja Eisensteina „Iwan Groźny” z roku 1944, stanowiący poniekąd alegoryczne uzasadnienie stalinowskiej dyktatury. Superprodukcja z roku 2009 przedstawia konflikt Iwana z metropolitą moskiewskim Filipem II. Ów mnich, prawosławny święty, zginął męczeńską śmiercią uduszony przez oprycznika Skuratowa Malutę za sprzeciwianie się woli tyrana przejawiającej się chociażby w zbrodniach popełnianych na zasłużonych dla ojczyzny bojarach. [srodtytul]Ratunkiem jest prawosławie[/srodtytul] Łunginowski Iwan Groźny szuka usprawiedliwienia dla swoich działań, mówiąc: „Może jako człowiek jestem grzesznikiem, ale jako car mam rację”. Następuje tu kolizja – by odwołać się do terminologii Maksa Webera – etyki przekonań z etyką odpowiedzialności. Władca w poczuciu (niech będzie, że złudnym) odpowiedzialności za państwo zawiesza wyrastające z religii wartości moralne. „Cel uświęca środki” – klasyczna fraza Macchiavellego realizuje się w rządach Iwana. Dokonuje się to zgodnie z modernizacyjną tendencją emancypacji polityki od religii. „Car” wpisuje się w pewną historiozoficzną wizję, którą reżyser lansuje i w innych swoich obrazach. Dwie dekady temu Łungin, rosyjski inteligent pochodzenia żydowskiego, nakręcił „Taxi Blues” i „Luna Park” – filmy będące wyrazem strachu przed anarchizacją i rozkładem sowieckiego społeczeństwa schyłku pieriestrojki. Zwykli Rosjanie są w nich przedstawieni jako niezdolni się odnaleźć wobec tempa gwałtownych przemian, ulegający nastrojom ksenofobicznym, brutalni troglodyci. Z tym że reżyser nie tyle ich piętnuje czy potępia (taksówkarza Iwana i przywódcę gangu Czyścicieli Andrieja traktuje nawet z wyrozumiałością), ile raczej usiłuje zgłębić historyczne zjawisko, którego jest świadkiem. Po nawróceniu na prawosławie Łungin nadal nie szczędzi krytyki Rosji. Tak jest w przypadku głośnego w Polsce obrazu „Wyspa” z roku 2006. Pielgrzymi przybywający z rozmaitymi sprawami (chociażby z osobliwą prośbą... o błogosławieństwo dla aborcji) do jurodiwego ojca Anatolija to ofiary duchowego oraz moralnego spustoszenia, jakie przyniósł realny komunizm. Ratunkiem dla Rosji jest chrześcijaństwo. Podobną wymowę ma „Car”. Rządy silnej carskiej ręki nie są w stanie uczynić z Rosjan ludzi cywilizowanych. Nic tu nie wskóra żadna modernizacja, nawet modernizacja narzędzi tortur. Może to uczynić jedynie Cerkiew. Łungin w „Carze” kontestuje dziedzictwo przejętego z Bizancjum rosyjskiego cezaropapizmu jako paliwa dla nowożytnych rosyjskich tyranii. Polityczny prymat tronu nad ołtarzem – sugeruje twórca filmu – stawia Cerkiew w kłopotliwej sytuacji, ponieważ chrześcijanie mają obowiązek sprzeciwiać się władzy pomazańca Bożego, jeśli tylko przekracza on prawo Boże. Znamienne wydaje się to, co podkreśla Lew Gudkow, socjolog, dyrektor niezależnego ośrodka badań opinii społecznej Centrum Lewady: – „Car” spotkał się z negatywnymi opiniami płynącymi ze strony Cerkwi. Natomiast elita polityczna praktycznie nie zareagowała na film. Ogólnie został on słabo przyjęty, a nawet po prostu go przemilczano. Potwierdzeniem słów Gudkowa jest opinia księdza Wsiewołoda Czaplina, przewodniczącego Synodalnego Wydziału do spraw Kontaktów Cerkwi ze Społeczeństwem. Metropolita Filip – uważa on – został w filmie Łungina przedstawiony nie jak święty, lecz jak bohater świecki – dysydent czasów sowieckich, pacyfista i humanista. [srodtytul]Przeciw globalnym czekistom[/srodtytul] Iwan Groźny ma we współczesnej Rosji także swoich apologetów, i to wśród czołowych intelektualistów. Zaliczyć do nich można zmarłego w roku 2003 filozofa politycznego Aleksandra Panarina. Dla niego okres opryczniny to klucz do zrozumienia polityki rosyjskiej. Wedle formułowanej przez Panarina idei rosyjskiej głównym oponentem państwa jest możnowładztwo. Chce się ono wymknąć spod kontroli państwa i narzucić całej zbiorowości podwójne standardy, co zagraża jedności kraju oraz suwerenności władzy. Odpowiedzią na to jest samodzierżawie – car szuka oparcia dla swoich rządów w niższych warstwach społecznych, aby zahamować samowolę możnowładztwa. Czcigodny car i czcigodny lud – oto dwa święte bieguny idei rosyjskiej, między które wpycha się element trzeci, bojarski, dążący do zerwania więzi łączącej cara z ludem. Tropem Panarina poszli, chcąc nie chcąc, uczestnicy debaty zorganizowanej w tym roku przez moskiewski think tank Instytut Dynamicznego Konserwatyzmu. Socjolog Andriej Fursow w swoim wystąpieniu stwierdził, że policja polityczna Iwana Groźnego to szczególnie załgany fragment dziejów Rosji, o czym świadczy również film „Car”. W porównaniu z innymi mającymi krew na rękach XVI-wiecznymi władcami europejskimi (Karol IX Walezjusz, Henryk VIII, Elżbieta I) Iwan zachowywał się dość umiarkowanie. Oczywiście, jak w przypadku każdych specsłużb, w opryczninie trafiali się łajdacy, ale nie w tym tkwi sedno sprawy. Chodzi bowiem o to, że polityka ma swoje wymagania. Ktoś musi się podejmować zadań specjalnych, tak jak słynąca z czerwonego terroru Czeka, zwana też czerezwyczajką. Już sama nazwa „czerezwyczajka” oznacza organizację, która ma się zajmować sytuacjami nadzwyczajnymi. Fursow nawiązuje tu – świadomie lub nie – do koncepcji Carla Schmitta: polityka to sfera permanentnego stanu wyjątkowego, gdzie o wszystkim decydują niedające się przewidzieć czynniki wykraczające poza powszechnie przyjęte reguły gry. Stąd zapotrzebowanie na opryczninę i jej spadkobierców: gwardię Piotra Wielkiego, Czeka, GPU. Zresztą Rosja – uważa Fursow – nie wyróżnia się na tle innych krajów jakąś znaczącą rolą specsłużb w życiu politycznym. Działania NATO w Jugosławii czy Afganistanie świadczą o istnieniu globalnej czerezwyczajki. Przeciwstawić jej się powinna rosyjska nowa oprycznina strzegąca interesu swojego państwa. Zasadniczym problemem rosyjskiej historii pozostaje – zdaniem Fursowa – to, czy rodzime specsłużby działają na rzecz sojuszu państwa z ludem przeciw oligarchii i elementom obcym (Iwan Groźny, Stalin) czy sojuszu państwa z oligarchią i elementami obcymi (między innymi w celu kulturowej denacjonalizacji Rosji) przeciw ludowi (Piotr Wielki, Lenin, Gorbaczow). Inny uczestnik debaty w Instytucie Dynamicznego Konserwatyzmu (jego skądinąd dyrektor), pisarz i publicysta Witalij Awerianow (autor wystąpienia pod wymownym tytułem „Opricznina – modernizacija po-russki”), zmierzył się z kwestią podobieństw między czasami Iwana Groźnego a XXI stuleciem. Według niego element bojarski wciela się dziś w elitę kremlowską oraz partię władzy Jedna Rosja. Polityczny establishment, wbrew rzucanym konserwatywnym i patriotycznym sloganom, zachowuje się defensywnie. Obsługując interesy oligarchów, kontynuuje właściwie linię Jelcyna. Putinowski reżim nie ma więc z rządami Iwana i opryczniną nic wspólnego. Awerianow słusznie przywiązuje wagę do znaczącej roli oligarchów w rosyjskiej polityce. Myli się natomiast, twierdząc, że współudziału w rządzeniu nie mają rodzime specsłużby. Nowi oprycznicy (z ich środowiska wywodzi się Putin) zawarli sojusz z tą częścią nowych bojarów, która się zgodziła na współpracę z nimi (Michaił Chodorkowski się nie zgodził, więc ponosi tego konsekwencje). Gdyby przyjąć podejście Fursowa, to oznaczałoby to, że mamy do czynienia z modelem Piotra Wielkiego: sojusz państwa z oligarchią i elementami obcymi przeciw ludowi. Towarzyszy temu jednak przekaz propagandowy wskazujący na coś innego: żadnego sojuszu władzy politycznej z oligarchami nie ma, a prezydent i premier to dobrzy gospodarze zatroskani losem zwykłych obywateli i stawiający się w oczach opinii w opozycji do nadużywających swoich możliwości oligarchów, biurokratów oraz elementów obcych. Koniunktura ekonomiczna pierwszej dekady XXI wieku (aż do kryzysu ostatnich dwóch lat) sprzyjała takiej propagandzie – lud można było kupować tym, co państwo zarobiło na sprzedaży ropy naftowej i gazu. Tak więc od niemal pięciu stuleci Rosja miota się między dwoma zasadniczymi modelami swojej nowoczesności: modelem Iwana Groźnego i modelem Piotra Wielkiego. W obu przypadkach odradzająca się oprycznina odgrywa kluczową rolę w procesie swoistej modernizacji. Mamy tu jednak do czynienia z hybrydalną, eurazjatycką kulturą polityczną, która ukształtowała się w wyniku spotkania ze Złotą Ordą. Znajdujące się niegdyś pod jarzmem tatarsko-mongolskim rozległe tereny dzisiejszej Rosji są niepodatne na to, co chce im zaserwować liberalny Zachód. Wysiłki na rzecz poddania Rosji zachodnim, liberalnym standardom skazane są zatem na klęskę. Poszukiwanie alternatywnej ścieżki rozwoju Rosji musi być motywowane czymś innym aniżeli chęcią doszlusowania tego kraju do wolnego świata. Rosja potrzebuje nie modernizacji, lecz odzyskania swojej europejskiej tożsamości. Rosjanie powinni uruchomić rodzime przednowoczesne zasoby, o ile gdzieś się one jeszcze zachowały. Takim zasobem mogłaby być tradycja nowogrodzkiej Republiki Bojarskiej. Nowogród Wielki stanowił demokrację szlachecką, którą zlikwidował – zdobywając go w roku 1478 w ramach jednoczenia ziem ruskich – wielki książę moskiewski Iwan III Srogi. Z kolei Iwan Groźny miasto to oskarżył o zdradę na rzecz Litwy. W latach 1569 – 1570 Nowogród został zmasakrowany przez ekspedycję karną opryczników. Całej akcji sprzeciwiał się metropolita Filip. To wydarzenie ma rangę symboliczną. Kultura polityczna Republiki Bojarskiej łączyła Ruś z Europą, a ówczesne prawosławie nie było jeszcze skażone nowożytnym rosyjskim cezaropapizmem. [srodtytul]Szansa w rozpadzie[/srodtytul] Z nawiązaniem do tradycji Nowogrodu łączy się szansa dla Rosji, jaką mógłby być... jej rozpad. Mówią o tym obecnie rosyjscy liberalni intelektualiści: Władimir Bukowski i Lilia Szewcowa, którzy akurat w tej kwestii zdają się wybiegać poza importowane z Zachodu, niemające szans realizacji projekty ideowe. To ma być ciąg dalszy tego, co się zaczęło w roku 1991. Chodzi o odłączenie od Rosji między innymi Tatarstanu, Baszkirii, republik północnokaukaskich, a także o autonomizację poszczególnych rdzennie rosyjskich regionów kraju. Taka radykalna decentralizacja może paradoksalnie ułatwić współpracę między powstałymi w rezultacie zmian nowymi podmiotami. Filozof Wadim Sztepa wyjaśnia to następująco: – Między poszczególnymi regionami kraju nie będzie sensu stawiać ani drutów kolczastych, ani posterunków granicznych. Ludzie nie chcą już cedować władzy na Moskwę, która umie tylko wypompowywać zewsząd bogactwa i rozkazywać. Takie spojrzenie może się oczywiście dziś jak najbardziej jawić jako utopijna tęsknota za bezpowrotną przeszłością. Niemniej jednak woda drąży skałę. Kiedyś przecież w końcu wymrą duchowni będący w przeszłości na służbie KGB. Wtedy – wyobraźmy sobie taki scenariusz – kolejne młode pokolenia hierarchów cerkiewnych uznają, że chrześcijaństwo to nie tylko głos sprzeciwu wobec zachodniej „cywilizacji śmierci”, ale i wobec nadużyć rodzimej władzy politycznej. Wówczas prawosławie zacznie też sprzyjać radykalnej decentralizacji. Chodzi przecież nie o jakieś importowane projekty inżynierii społecznej, lecz o rdzenne, chociaż zapomniane, tradycje. Być może tylko to jest skutecznym sposobem na przezwyciężenie dziedzictwa opryczniny. [i]Autor jest dziennikarzem i publicystą, autorem książki „Słudzy i wrogowie imperium. Rosyjskie rozmowy o końcu historii” (2009). W latach 2006 – 2010 był współpracownikiem „Europy” (ostatnio comiesięcznego magazynu „Newsweeka”).[/i]
tajna policja w carskiej rosji